Nagrywanie coverów – jak ja to robię

Granie coverów to temat, który budzi różne emocje wśród gitarzystów i muzyków w ogóle. Niektórzy uważają, że to po prostu metoda ćwiczeń i dobry sposób na naukę nowych technik, dla innych to strata czasu i lepiej zamiast tego grać swoje rzeczy. Bliżej mi do tej pierwszej opcji i sam od czasu do czasu publikuję covery – dawniej na YouTube, ostatnio głównie na Instagramie.

Dziś opowiem Wam krok po kroku jak wygląda nagrywanie coveru w moim wykonaniu.

 Wybrać numer (i się go nauczyć;)

Ikonka słuchawek nie jest tu przypadkowa, bo zanim zaczniecie się uczyć warto dany utwór przesłuchać kilka razy, dobrze poznać nie tylko dźwięki ale też brzmienie, ogólny nastrój i przekaz.
Jeśli chodzi o naukę to najlepiej gdy uczycie się grać ze słuchu – to doskonałe ćwiczenie wtedy zysk jest największy. Mniej doświadczeni (albo bardziej leniwi;) mogą wspomóc się tabulaturą, np. z ultimate-guitar.com. Pamiętajcie, że tabulatury też mogą zawierać błędy! Nawet jeśli dźwięki są poprawne, to bardzo często zdarza się, że w rzeczywistości są grane w innej pozycji, co poza zmianą ich brzmienia pozwala np. zagrać dany riff inną techniką (np. użyć slide’ów zamiast string-skippingu). Poniżej mały przykład – fragment tabulatury do “Our New World” Dream Theater. Na górze wersja dostępna w sieci, na dole poprawiona:

Dlatego nawet jeśli korzystacie z tabulatur warto podeprzeć się słuchem.

Rozpisując utwory ze słuchu w trudniejszych partiach odtwarzam fragmenty piosenki wolniej, żeby lepiej usłyszeć poszczególne dźwięki. Czasem pomaga także obejrzenie oryginalnego wykonania – wtedy łatwiej rozwiać wątpliwości co do pozycji w jakiej grane są dane partie.

 Nagrać poszczególne partie

Kiedy nauka utworu poszła dobrze można wziąć się za nagrywanie. Moim podstawowym założeniem jest zawsze zastąpić jak najwięcej elementów oryginału – bębny, bas, gitary, wokal(??)… Oczywiście jako gitarzysta przede wszystkim skupiam się na gitarze. (Jeśli interesuje Cię wyłącznie nagrywanie gitary, możesz od razu przejść tutaj🙂

Bębny

Tak samo jak na typowej sesji nagraniowej zaczynam od bębnów. Na perkusji niestety nie gram, dlatego ten instrument programuję korzystając z Superior Drummera. Czasem układam wszystko od zera, czasem korzystam ze ścieżki bębnów z tabulatury. Żeby bębny nie brzmiały sztucznie pamiętajcie o ich “uczłowieczeniu” – przyda się tu choćby podstawowe wyobrażenie na temat grania na perkusji. Oto co ja zwykle robię:

  • ustawiam/koryguję głośność uderzeń – podkreślam akcenty, dodaję naturalności przejściom (uderzenia żywego bębniarza nigdy nie są jednakowo głośne);
  • wprowadzam zmiany w uderzeniach talerzy – często w tabulaturze przez całą partię wrzucony jest jeden talerz, podczas gdy w rzeczywistości perkusista używa kilku naprzemiennie. Nawet jeśli brzmieniowo niewiele się różnią to samo rozbicie blach w panoramie dodaje życia i przestrzeni;
  • dodaję element “losowości” uderzeń w czasie – wszystkie uderzenia wyrównane idealnie do siatki tempa utworu gwarantują sztuczność 🙂

    MIDI po zmianach opisanych w tekście.

Warto też pamiętać o dobraniu sampli tak, aby brzmienie bębnów było zbliżone do oryginału. Oczywiście to nie jest łatwe, ale już werbel i stopa dużo dają.

Superior Drummer pozwala na wybór każdego z elementów zestawu. W przypadku werbla możemy też mieszać brzmienie kilku modeli.

Bas

Kolejny element sekcji rytmicznej – bas. To już żywy instrument, więc nie trzeba się martwić o “uczłowieczanie”. To na czym warto się skupić, to brzmienie. Temat dobrze jest ugryźć z dwóch perspektyw:

  1. ze strony basisty – czyli kręcimy brzmienie tak, żeby siedziało w danej piosence. Nie chodzi o jakieś niuanse, ale posłuchaj czy bas jest miękki i tłusty, czy może sztywny i metaliczny, przesterowany, czysty, z octaverem itp. itd. Ja używam wtyczki GTR3 od Waves.
  2. ze strony odbiorcy – pamiętaj, że Twój cover ludzie obejrzą na telefonie, laptopie, a w najlepszym razie używając słuchawek albo zewnętrznych głośników. Żeby bas brzmiał dobrze, ale i był słyszalny na małych głośnikach, dobrze zastosować pewien trik, który robi np. wtyczka Renaissance Bass. Wykorzystuje się tu zjawisko psychoakustyczne polegające na tym, że mózg na podstawie szeregu wyższych harmonicznych potrafi odtworzyć jego częstotliwość podstawową, nawet jeśli w oryginalnym sygnale jej nie ma. Mając zatem sygnał bogaty w wyższe harmoniczne będziemy słyszeć bas nawet wtedy, gdy głośniki nie zagrają niczego poniżej 150 Hz.
Gitary

Przechodzimy wreszcie do najbardziej interesującej części 😉 Żeby nasze nagranie brzmiało dobrze ważny jest każdy element łańcucha nagraniowego. W “klasycznej” konfiguracji taki łańcuch w uproszczeniu wygląda tak:

gitara -> wzmacniacz -> paczka -> mikrofon -> interfejs audio -> komputer (DAW) -> kompresja, eq, fx… -> odsłuch/eksport

Na czarno oznaczone jest to, co dzieje się w domenie analogowej, na czerwono – w cyfrowej. Efekty jakie nakładamy na nagraną ścieżkę gitary mogą być cyfrowe (czyli wszelkie VST/AU itd.), ale czasem korzysta się też z analogowych narzędzi, dlatego ten element łańcucha jest i czarny, i czerwony. Nazwałem tę konfigurację “klasyczną” ponieważ tak wygląda w większości przypadków, kiedy wchodzi się do studia. Nagrania w warunkach domowych mogą przebiegać trochę inaczej:

gitara -> wzmacniacz -> interfejs audio -> komputer (DAW) -> paczka -> mikrofon ->  kompresja, eq, fx… -> odsłuch/eksport

W powyższym układzie zaraz po wzmacniaczu gitarowym sygnał trafia do interfejsu audio. W takim układzie, w zależności od konstrukcji wzmacniacza, sygnał na interfejs podajemy np. z:

  • wyjścia emulowanego (czyli z emulacją kolumny),
  • wyjścia liniowego/słuchawkowego,
  • wyjścia SEND z pętli efektów wzmacniacza,
  • wyjścia DI loadboxa podpiętego do wzmacniacza zamiast kolumny…

Dalsza obróbka dźwięku odbywa się już na komputerze. Do symulacji paczki (i mikrofonu) możemy użyć jakiejś wtyczki do odpowiedzi impulsowych, ja w tym konkretnym celu najczęściej używam darmowej wtyczki NadIR od Ignite Amps.

Jeśli nie mamy wzmacniacza, lub nie jest on wyposażony w żadne wyjście, którego moglibyśmy użyć do nagrań, pozostaje nam trzecia konfiguracja:

gitara -> wzmacniacz -> interfejs audio -> komputer (DAW) -> paczka -> mikrofon ->  kompresja, eq, fx… -> odsłuch/eksport

Tutaj gitarę wpinamy w interfejs (w wejście instrumentalne, oznaczane często jako Hi Z, czyli wysokoimpedancyjne) a cała reszta dzieje się już “w komputerze”. Jest to wg mnie opcja, w której najłatwiej uzyskać przyzwoite brzmienie, nawet jeśli nie ma się doświadczenia w nagrywaniu.

A teraz po kolei, jak ogarnąć każdy z elementów na powyższym schemacie.

Gitara

Nie jest to może obowiązkowe, ale np. w przypadku nagrywania ważnego dla Was numeru instrument dobrze jest przygotować tak, jak do normalnego nagrania w studio. Co to znaczy? Nowe struny, poprawnie ustawiona intonacja (więcej o tym możecie przeczytać tutaj), bez trzeszczących potencjometrów i brumiącej elektroniki, porządny kabel. Do tego nie można zapomnieć (wybaczcie tę oczywistość) o nastrojeniu gitary! Strojenie powtarzamy dość często, żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której początek utworu jest kilka centów wyżej niż jego koniec 😉

Interfejs

Jak wspomniałem wcześniej, jeśli wpinacie gitarę bezpośrednio do interfejsu, powinniście użyć wejścia instrumentalnego (Hi Z). Jeśli Wasz interfejs nie jest wyposażony w takie gniazdo sygnał z gitary będzie słaby, a wzmacniając go potencjometrem gain wzmocnicie przy okazji sporo szumów. Rozwiązaniem będzie użycie DI-boxa pomiędzy gitarą a interfejsem. DI-box spełnia dwie role – dopasowuje impedancję (wysoką gitary do niskiej wejścia mikrofonowego) i zmienia sygnał na symetryczny, co pozwala na przekazywanie go na większe odległości bez większych strat w jakości. DI-box z interfejsem łączymy klasycznym kablem mikrofonowym z wtykami XLR). Pamiętajcie też, żeby odpowiednio ustawić GAIN na interfejsie – najmocniejsze uderzenia w struny nie powinny zapalać czerwonych kresek na wejściu interfejsu. (Więcej o interfejsach audio przeczytacie tutaj)

Od czasu kiedy poznałem Apogee Duet wybieram interfejsy Apogee. Aktualnie stacjonarnie używam Element 46, a mobilnie One.

Komputer / DAW

Czy każdy komputer nadaje się do nagrywania? I tak, i nie. Wszystko zależy od tego z jak bardzo rozbudowanymi projektami zamierzacie pracować. Jestem skłonny zaryzykować stwierdzeniem, że covery da się nagrać na każdym komputerze. Jeśli jednak chcecie pracować z dźwiękiem trochę więcej warto zwrócić uwagę na:

  • dysk twardy – im szybszy, tym lepiej. Niekoniecznie musi to być SSD. Tradycyjny dysk “talerzowy” 7200rpm ogarnie nawet większe projekty.
  • RAM – w pamięci RAM siedzą wszystkie ścieżki z projektu i wszystkie sample instrumentów wirtualnych. Komplet sampli ze średniego zestawu bębnów w Superior Drummerze zajmuje ~1,5GB. Dobrze zatem mieć tego ramu więcej niż mniej. 8GB na start wystarczy, 16GB da już wystarczający komfort.
  • procesor – to on “liczy” wszystkie efekty jakie nakładacie na ścieżki. Im więcej ich użyjecie, tym mocniej obciążycie procesor. Można sobie z tym radzić “zamrażając” ścieżki, czyli generując ich wersje po zastosowaniu efektów – wtedy już nic nie trzeba liczyć, tylko odtworzyć plik. W takiej sytuacji po każdej zmianie parametrów efektu musimy jednak na nowo “freezować” ścieżkę. To jaki powinien być ten procesor? Nie wiem – w jednym komputerze mam czterordzeniowy i5 2,7 GHz, w drugim  i7 2,3 GHz i oba radzą sobie bez zarzutów. Dodam, że te komputery mają po 6 lat.

Jeśli chodzi o DAW (digital audio workstation) to tutaj wybór jest duży i nie da się wskazać jednoznacznie dobrego wyboru. Standardem w branży od lat jest ProTools. Dawniej drogi i wymagający dedykowanego hardware’u, dziś dodawany nawet do tańszych interfejsów jako gratis (w wersji LT). Poza nim jest jeszcze Logic, Cubase, Reaper, Studio One, Ableton, Fruity Loops, Sonar i wiele innych – w różnych cenach i z różnymi możliwościami. Ja używam Reapera, który na użytek własny jest darmowy, a w produkcji zawodowej ale na niewielką skalę (dochód <20 tys. $) licencja kosztuje zaledwie 60$.

Wzmacniacz

Wybór wirtualnych wzmacniaczy jest bardzo duży. Mamy mniej lub bardziej wierne kopie rzeczywistych wzmacniaczy, wersje wyraźnie wzorujące się na jakimś modelu oraz twory całkiem nowe. Są wtyczki darmowe, są też bardzo drogie. Którą wybrać? Trzeba testować, słuchać, sprawdzać. Z niedawnych premier polecam pobawić się darmowym Emissary 2.0 od Ignite Amps. Poza tym warte posłuchania wg mnie są:

* – te wtyczki to kombajny, mające w sobie wzmacniacz, paczki a niektóre także zestawy efektów.

Paczka

Paczki w cyfrowym świecie ogarniamy najcześciej pod postacią odpowiedzi impulsowych. Co to właściwie jest? Odpowiedź impulsowa opisuje co dany układ (może to być filtr, wzmacniacz, mikrofon, pomieszczenie…) robi z sygnałem wejściowym. Mierzy się to za pomocą impulsu, czyli sygnału, który jest krótki w czasie, ale przez to szeroki w widmie częstotliwości. Upraszczając, dzięki odpowiedzi impulsowej wiemy jak traktowane są poszczególne składowe dźwięku, dzięki czemu możemy obliczyć sygnał wyjściowy.

Podobnie jak ze wzmacniaczami i tutaj wybór jest spory. Możemy znaleźć darmowe impulsy (np Red Wirez), ale zajęli się tym też duzi gracze (np. Mesa Boogie).

Do wczytania impulsu potrzebujemy wtyczki. Jak wspomniałem wcześniej ja używam NadIR od Ignite Amps. Na wczytywanie własnych impulsów pozwalają też niektóre wtyczki z symulacjami wzmacniaczy – można to zrobić np. w Waves PRS Supermodels czy w JST Toneforge.

Mikrofon

Jak pewnie zauważyliście na zrzutach z wtyczkami powyżej, mikrofony najczęściej są już zawarte w impulsie paczki. Bardzo często mamy jednak do wyboru impulsy uzyskane dla różnych ustawień mikrofonu względem głośnika, albo dla różnych mikrofonów. Dobrze jest korzystać z wtyczek ogarniających stereo (co wcale nie oznacza konieczności rozbijania dźwięku w panoramie) tak jak powyższe NadIR albo PRS, wtedy możemy miksować np. brzmienie uzyskane z dwóch różnych mikrofonów.

Kompresja, eq, fx…

W przypadku efektów ilości dostępnych narzędzi są chyba jeszcze większe niż przy wzmacniaczach i paczkach. Nie muszą to być narzędzie stricte gitarowe (np. reverby czy delaye). Tutaj ogranicza nas właściwie jedynie wyobraźnia. Żeby nie rozwlekać tematu i nie tworzyć zamętu wymienię tylko z czego sam chętnie korzystam:

W Waves GTR3 możemy dodawać efekty oraz wybierać ich położenie względem siebie i wzmacniacza.

Jak nietrudno zauważyć jest fanem wtyczek Waves 😉 Nie namawiam do używania akurat ich, są inne, równie dobre albo a czasem też lepsze rozwiązania (np. bardzo chwalone wtyczki od Slate Digital). Ja przywiązałem się do Waves i już. Na marginesie dodam, że aktualnie chyba wszystkie wymienione przeze mnie wtyczki od Waves są dostępne w mega cenie, a z tego linka możecie je kupić jeszcze 10% taniej 🙂

Odsłuch/eksport

To już dotyczy nie tylko gitar, ale wszystkich nagranych ścieżek i utworu jako całości. Pamiętajcie, że nie wystarczy nagrać gitary, zapiąć na niej jakiejś wtyczki i tak to zostawić (no chyba że utwór leci w całości “na jedno kopyto”;). Co zatem trzeba zrobić? To, co robicie na koncercie – zmieniać głośność, efekty, brzmienie… Tylko że tutaj odbywa się to z użyciem automatyki – możemy zaprogramować zmiany różnych parametrów wtyczek w trakcie trwania utworu. Przykładowo: zwiększamy ilość pogłosu w jakiejś sekcji, zmieniamy głośność na refrenie, wycinamy więcej środka w gitarach kiedy wchodzi wokal… Tych zmian może być bardzo dużo i może się to wydawać przytłaczające, jednak to właśnie takie detale sprawiają, że czegoś słucha się dobrze, albo staje się to nudne po 30 sekundach…

Gotowy utwór trzeba wyeksportować. Dobrze jest nie przesadzać z głośnością, bo niektóre serwisy (YT, IG) nie lubią zbyt głośnych klipów i automatycznie znacząco zmniejszają ich głośność. W sieci można znaleźć wpisy o tym, że przy przygotowywaniu utworu do masteringu dobrą praktyką jest trzymać się ze średnim poziomem miksu (RMS) na poziomie -6 dBFS. Generalnie chodzi jednak o to, żeby nie dopuścić do tzw. clippingu, czyli przesterowania sygnału (> 0 dBFS). Wiecie czym jest przesterowanie w świecie analogowym, jednak w cyfrowym jest to coś, czego powinniśmy unikać bo najzwyczajniej w świecie psuje jakość dźwięku.
Sam eksport najlepiej wykonać do pliku WAV, czyli w formacie bezstratnym. Później, przy eksporcie video np. do formatu mp4, dźwięk i tak zostanie skompresowany do AAC (czyli następcy mp3).

 Nagrać i zmontować video

Na koniec zostaje nam coś, co może być proste, ale nie musi – nagranie video i zmontowanie go. Proste będzie wtedy jeśli robimy tylko jedno ujęcie, do którego podkładamy muzykę i to koniec. Komplikuje się, jeśli chcemy użyć kilku ujęć, nagrać różne instrumenty i jeszcze pokazać to wszystko w ciekawy sposób. Ale to temat na kolejny wpis 😉

One reply on “Nagrywanie coverów – jak ja to robię

A Ty, co o tym myślisz?